Wednesday, June 8, 2011

Nie, bo Kopernika

Planetarium w Koperniku to niesamowita sprawa.

Pierwsze wrażenie po wejściu do sali projekcyjnej jest takie, że coś się stało z czasoprzestrzenią. Wielki sferyczny ekran skłania się nad widownią. Sala bez kantów. Na fotelach da się tylko leżeć. Potrzeba chwili by osiągnąć równowagę.

to nie jest kino

Najbardziej niesamowity jest projektor. A właściwie drużyna projektorów. Ten duży to Megastar - specjalny projektor gwiazdowy do wyświetlania obrazu nieba. Wyświetla tylko punkciki konkretnych ciał niebieskich. Poza tym nie emituje światła, więc w sali jest wielka ciemność, a projekcja wygląda ultrarealistycznie.
Pozostałe to "normalne" projektory cyfrowe, wyświetlające różne materiały i filmy, nie tylko o kosmosie. W sumie 8 kanałów HD.



projektor gwiazdowy Megastar IIA w towarzystwie projektorów multimedialnych

Podczas wynoszenia Megastar do góry przed projekcją, podnośnik wydaje niesamowity, kosmiczny dźwięk. Z jakiegoś powodu naturalnie oczekuje się, że za chwilę spokojny głos komputera poprosi o zapięcie pasów i zachowanie spokoju podczas turbulencji, których doświadczymy podczas przekraczania atmosfery.

Niebo i droga mleczna wyświetlane przez Megastar są mega!


Otwarcie 19 czerwca. Bilety na seanse można już rezerwować.


Wkrótce parę słów o równoległych wmiarach Planetarium: m.in. konsola do sterowania planetami i cofania czasu, mini-kopuła do testowania podróży międzygalaktycznych i parę innych fanych rzeczy.

Tuesday, June 7, 2011

cierpliwość vs święty spokój



Poczekać - czasem to najlepsze, co można zrobić.

Wytrzymać do właściwego momentu.

Może być nieludzko trudne.


W tym kontekście, z różnych ostatnio doświadczeń wypłynął dla mnie wniosek taki, że różnicę między profesjonalistą a amatorem-ignorantem można dostrzec w ich postawie wobec czasu: podczas gdy pierwszy nie boi się, podekscytowany surfuje po jego falach, drugi oczekuje na konfrontację pełen niepewności i niepokoju.


profesjonalista na fali

Profesjonalista wykorzystuje wynikające z Teorii Względności możliwości, jakie oferuje czasoprzestrzeń. Podróżuje po mostach Einsteina-Rosena, które sam sobie buduje. Dla niego czas jest przestrzenny. Dla amatora-ignoranta czas wyznacza granicę, której horyzont znajduje się na kursie kolizyjnym w linii prostej. Jego aktywność wobec tego polega na poszukiwaniu sposobów uniknięcia kolizji - zniknięcia za wszelką cenę.

Amator boi się konfrontacji: woli święty spokój. Dlatego - widząc przed sobą mur - przerażony zawczasu wyskoczy aby uniknąć zderzenia. Profesjonalista powstrzyma się aż znajdzie rozwiązanie: właściwy moment, by wykręcić, wzlecieć w powietrze, wskoczyć tunelu prowadzącego na drugą stronę.


Usiłując nadać sobie profesjonalną postawę, niektórzy ludzie demaskują się jako ignoranci.

It is better to keep your mouth closed and let people think you are a fool than to open it and remove all doubt.

- Mark Twain

Wednesday, March 23, 2011

czwartek dzień nie-pracy

Każdą rzecz i zajęcie, choćby nie wiem jak fajne, można sobie obrzydzić traktując jako pracę. Obowiązek. Nakaz. Ciężar.

Oczywiście, można też odwrotnie: robiąc to, co się lubi polubić "pracę", która na tym polega.

Dziś nie pracuj. Rób cokolwiek - nawet jeśli wypełnia Twój każdy dzień - ale nazwij to po imieniu. Piszesz? - pisz i daj się zadziwić słowom. Rysujesz? - rysuj i zachwycaj się rzeczywistością, która się wyłania. Kopiesz doły? - kop doły i wygrzewaj się na słońcu. Podliczasz - podliczaj, przywróć światu wiarę w matematykę.

Rób cokolwiek - nawet nic - ale nie pracuj!

Tuesday, March 22, 2011

obyczajna środa

Po bezsensownym poniedziałku i wtorku, znajdź informację o jakimś nieznanym Ci wcześniej zwyczaju - z własnej lub obcej kultury - dotyczącym zachowania się wobec drugiej osoby.
Zastosuj go.

Friday, March 18, 2011

dni odkrywcy

Na najbliższy weekend taki jest sens życia
żeby znów dokonać jakiegoś odkrycia.

Potem dobrze opisz w papierowym liście
i do kogoś wyślij - pocztą - osobiście.

A żeby w niedzielę nie poddać się blazie
idź sobie na spacer pooglądać bazie.

Thursday, March 17, 2011

dzień wiosny

trzeba zjeść świeży szpinak. Najlepiej z pomidorem, oliwą i dobrymi ziołami (odpowiednik zielonego piwa dla niealkoholowych :).

Z tych sensów póki co wynika dla mnie wniosek taki, że wszystkie te rzeczy - i te bardziej i te mniej świąteczne - występują w naturze mniej lub bardziej na co dzień. To znaczy: występują, ale znacznie gorszej jakości.

Jedzenie wspólnego posiłku z bliską osobą, jakiegoś konkretnego dania, pomyślenie o czymś, zrobienie czegoś, nie zrobienie czegoś, zadbanie o coś, zrobienie czegoś dobrze, z uwagą - to przecież elementy codzienności.

Dlaczego potrzebujemy wskazania z zewnątrz jakiegoś jednego elementu, motywu by stał się on ważny i wyjątkowy, by ludzie, z którymi dzielimy te momenty tematycznego dnia stali się bliżsi, byśmy nie chcieli się z nimi sprzeczać i w sumie sami czuli się wyjątkowo?

Czy takie święto może zaistnieć dlatego właśnie, że na co dzień nie poświęcamy tym rzeczom równie dużej uwagi i świat musi na chwilę stanąć na głowie żeby coś było po prostu dobre i fajne?

No i: czemu na co dzień te rzeczy sprawiają wrażenie raczej uciążliwych? Co w takim razie jest fajne na co dzień? Czemu poświęcamy największą uwagę?

Zagadka.

Monday, March 14, 2011

do południa jutro...

...zrób coś inaczej.
Jeśli robisz coś zawsze tak samo - spójrz, i spróbuj nowego sposobu.

Thursday, March 10, 2011

w czwartek - i piątek sens jest taki:

W czwartek umyj zęby 4 razy.

I przygotuj się na piątek, kiedy będziesz jeść dużo rzeczy na P - w każdym języku, np. potatoes oraz jako dania składające się ze składników nie tylko na P, np paella.

Tuesday, March 8, 2011

na środę 9 marca sens

Dotrzymaj obietnicy. Wobec siebie czy kogoś innego - nieważne. Ważne.

Jeśli wisi nad Tobą dane słowo - dotrzymaj go. A jeśli wiesz na pewno, że Ci się nie uda -prostu powiedz, że nie dasz rady i odpuść sobie.

Orzeźwienie.

sens życia na wtorek 8 marca

Dla początkujących: dzień kobiet - uśmiechnij się do przypadkowej dziewczyny, kobiety, pani, baby, etc.

Sensem życia dla zaawansowanych jest dziś obejrzenie filmu "Inside Job".

Thursday, March 3, 2011

Dziś Tłusty Czwartek

Do maleńkiej cukierni na mojej ulicy stoją w kolejce dziesiątki ludzi. Nie przesadzę mówiąc, że jest ich około 60.

60 osób, z determinacją godną lepszej sprawy, stoi uparcie na ulicy, by zjeść dziś pączka. Właśnie dziś: poświęcają godziny swojego czasu - dla tego jednego, niezbyt zresztą atrakcyjnego ciastka, które każdego innego dnia mogą kupić i zjeść od ręki... Fascynujące!

Myślę sobie, że tłusty czwartek, jak każdy tematyczny dzień, to taki dzień w którym sens życia jest określony: sensem życia każdego świadomego człowieka jest tego dnia zrealizowanie sensu tego dnia.

Wielkanoc i inne święta, walentynki, dzień kobiet, babci, kota (podobno był 17 lutego) - wiadomo, o co wtedy chodzi, wszystko jest jasne, nie trzeba się zastanawiać "po co?".

A co, gdyby każdy dzień miał swój sens? Gdyby każdy dzień w roku miał z góry określony temat, motyw, zadanie - sens życia?

Od dziś postaram się codziennie publikować sens życia na dany dzień.

Dziś: PĄCZKI.

Monday, August 23, 2010

Propozycja

W kwestii podnoszenia VAT i innych podatków:
jestem jak najbardziej za - pod warunkiem, że będę mogła je sobie odliczyć od podatku.

Moje istnienie w tym systemie, jako człowieka, obywatela i konsumenta kosztuje:
muszę jeść, schronić się, wyspać i ubrać - by móc konsumować.
Muszę mieć na to środki.
Pracuję, by je mieć.

A co z potrzebą towarzystwa, akceptacji?
Co z konsumpcją ponadpodstawową, z kulturą i sztuką włącznie?
By je realizować, w tym systemie, potrzebuję pieniędzy.

Tak więc: wyższe podatki - jak najbardziej - ale tylko z możliwością odliczenia ich sobie od podatku.

Na zdrowie.

P.S. Na wszelki wypadek, gdyby ktoś miał problem z rozpoznaniem:
tak, to był sarkazm

Friday, July 9, 2010

Kulturalne TechnoParty

Swoim zeszłotygodniowym TechnoParty, publikowanym w Kulturze - dodatku do Dziennika Gazety Prawnej - na temat światów szkatułkowych, Olaf Szewczyk sprowokował mnie. Efekt można było przeczytać w jego felietonie w Kulturze dzisiejszej.
Niestety, artykuły są niedostępne w sieci - TechnoParty można dostać przeważnie jedynie w wydaniu papierowym, w piątek. Poniżej wklejam natomiast w całości swoją reakcję, której fragmenty zostały dziś zacytowane na łamach Kultury.
Pozdrawiam serdecznie Pana Olafa i życzę sobie więcej podobnych prowokacji.


Szanowny Panie Olafie,

pytanie, które stawia Pan w swoim najnowszym felietonie, nurtuje mnie już od długiego czasu, w różnych konteksach i na różnych poziomach odniesienia. Ponieważ pisze Pan o najbardziej ekstremalnej skali zjawiska, chciabym zwrócić uwagę również na inne wymiary, w których ono zachodzi, a w których nie koniecznie się go spodziewamy. Z moich doświadczeń wynika, że sprawa dotyczy nie tylko Wszechświata - Universum - ale odnosi się do każdej z pomniejszych jego sfer, także tych czysto ludzkich: kultury, nauki, spraw codziennych, zawodowych, etc. - oraz relacji między nimi. Problem jest zatem - paradoksalnie - więcej niż "tylko" uniwersalny. Prawda jest taka, że codziennie zabijamy wokół siebie i w sobie tysiące światów, odbieramy sobie i innym - ludziom, rzeczom, zjawiskom - miliony szans na inne życie, czy też na zaistnienie w ogóle.

Moralność, logika, poznanie, sztuka, nauka, polityka, świadomość, itd. - to nie tylko aspekty naszej cywilizacji. Te pomniejsze universa, systemy zasad i reguł wymyślonych przez człowieka, by uporządkować świat, oswoić go, uczynić bezpieczniejszym - nie załatwiły sprawy. Przeciwnie: stworzyliśmy sobie wewnętrzną dżunglę zamieszkaną przez niezliczone ilości pożerających się nawzajem pomniejszych stworzeń. Chcąc żyć tzw. pełnią życia, wśród innych ludzi, pojedynczy człowiek nieuchronnie stawia się w centrum wojny. Chcąc świadomie uczestniczyć we wszystkich wymiarach ludzkiej egzystencji, chcąc sprostać wszystkim jej wymaganiom, podejmuje się niewykonalnego. (...)

Każdy z nas, świadomie bądź nie, przez całe życie dokonuje nieskończonej liczby wyborów. Teoria kwantowa zakłada istnienie wszechświatów równoległych, określanych w ten sposób wobec każdego momentu tzw. naszego wszechświata. Ale nasza wyobraźnia nie radzi sobie z tym ogromem informacji, sprowadzając te momenty do doniosłych chwil, takich na przykład, kiedy decyduję czy połknąć niebieską czy czerwoną pigułkę. Mam wówczas świadomość, że w tym momencie wybieram, który z dwóch oferowanych światów powołam do życia. Sprawa jest więc prosta. Ale prawda jest taka, że w każdej sekundzie swojego życia połykamy nieskończone ilości takich pigułek, we wszystkich kolorach tęczy. Eksplodują one konsekwencjami, z których nie wszystkie dotyczą nas osobiście równie mocno, dlatego z większości nie zdajemy sobie sprawy. Czy warto się tym przejmować? - Nie wiem.
(...)

Postępowanie w złożonych sprawach wymaga złożonego namysłu, ale namysł taki nierzadko prowadzi ad infinitum. Niczym Alicja, spadamy w dół i w dół, po prowadzącej w otchłań spirali wiecznego "ale" (Ale = małe Alicje :) wzajemnie wykluczających się racji. W takiej sytuacji możemy albo zaanalizować się na śmierć, albo poddać, albo wykonać skok wiary. Herbatka u Szalonego Kapelusznika nie wydaje się najgorszym, co może nas spotkać.

Być może, każdy z nas jest takim małym zderzaczem - hadronów czy innych niewidzialnych fenomenów, które krążą w nas z niepojętą prędkością. Może warto czasem wejść na kurs kolizyjny, nie usiłować plątać się w beznadziejnie skomplikowanych zależnościach wewnątrz i na zewnątrz naszego małego świata, zaimprowizować, dać się ponieść, stracić kontrolę - pozwolić by to mądrość świata zadziałała za nas. W końcu: kto wie?

Saturday, June 26, 2010

Palec

Ślimak wiaduktu im. Stanisława Markiewicza, część ulicy Karowej w Warszawie, to bardzo ładne miejsce. Na wiadukcie, pod którym mieści się galeria, znajdują się rzeźby Jana Woydygi: na północy jest to postać młodej syreny, a na południu - kompozycja będąca alegorią Warszawy. Z tym drugim posągiem wiąże się pewna historia.



Lat temu sporo, bo chyba z 14, podczas jednego z tych jesiennych spacerów, zawędrowaliśmy z Mariuszem L. na ten wiadukt, pod ten właśnie posąg. Wtedy wszystko to było szare i betonowe, nawet bez żadnych bazgrołów, ale samo miejsce, jak zawsze, niezwykle przyjemne. Stanęliśmy więc na chwilę i, rozmawiając, przyglądaliśmy się miastu - a miasto przyglądało się nam.




Oparłam dłoń na wyciągniętej Prawej Stopie kobiety z prawej strony rzeźby. A dokładnie: na jej dużym Palcu, który - został mi w dłoni! Po prostu: odłączył się od swojej Stopy.




Zarówno ja jak i Mariusz byliśmy lekko zaskoczeni. W pierwszej chwili chciałam nawet odłożyć Palec na miejsce, zostawić Go tak, jak był. Mariusz jednak stwierdził, że powinnam Go wziąć, a jeśli ja nie chcę, to sam Go weźmie. Cóż, w końcu to Palec wybrał mnie - zabrałam Go więc do domu. Pozostał ze mną 10 lat (niestety, nie odnalazłam w archiwum żadnych zdjęć z tamtego czasu).

Kiedy latem 2006 roku, po rocznym pobycie w Budapeszcie, wybrałam się na pierwszą przejażdżkę rowerem po Warszawie, przejeżdżając Krakowskim Przedmieściem, skręciłam w Karową, zobaczyć, jak wygląda sytuacja Stopy Warszawy: czy wciąż brak Jej Palca - a może ma nowy? Widząc idące pełną parą prace renowacyjne, następnego dnia stawiłam się na miejscu, z Palcem w dłoniach. Przekazałam Go zaskoczonemu kierownikowi zmiany z prośbą, by tym razem dobrze Go przymocowali. Przez kolejne miesiące Palec słusznie trzymał się na swoim miejscu. Odtąd nie odwiedzałam Go regularnie, tak że kiedy w zeszłym tygodniu przejeżdżałam tamtędy na rowerze, doznałam szoku widząc, że:




Nie wiem, co się stało, ani co to znaczy. Czy Warszawa specjalnie się ich pozbywa, czy ktoś samowolnie przywłaszczył sobie wszystkie Pięć Palców Jej Prawej Stopy, czy robotnicy dali ciała i poodpadały siłą tandety, czy coś jeszcze innego. Cokolwiek się stało, w imieniu swoim i Warszawy, każdego, kto wie cokolwiek o Palcach, bardzo proszę o wiadomość.

Saturday, August 29, 2009

Pomyślałam, że Rzeczywistość czasami zachowuje się, jakby chciała mi coś powiedzieć.
I wtedy Rzeczywistość zwraca się do mnie z uśmiechem: "Chcesz mi coś powiedzieć?"